poniedziałek, 15 lipca 2013

Kraj bez cennika

      Kiedy słońce prarzy niemiłosiernie, plecaki ciążą, żołądek domaga się swoich praw, a człowiek ma już absolutnie dość wszystkiego, szukanie noclegu jest ostatnią rzeczą, która sprawia przyjemność. Zwłaszcza, jeśli jest to szukanie noclegu w Uzbekistanie. W tym kraju jest to czynność która obfituje we wrażenia, z perspektywy nawet śmieszne, chociaż kiedy się zdarzają piekielnie irytujące. Zupełnie jak w tym dowcipnie o wrzątku:
- Jest prysznic?
- Oczywiście.
- A możemy skorzystać?
- Możecie. Tylko wody nie ma.
      A kiedy już znajdzie się dobre miejsce które ma wszystko co potrzeba z prysznicem (i wodą) włącznie, kiedy ustali się cenę i rozłoży rzeczy - nawet wtedy nie należy oddychać z ulgą. Bo gospodarz może nagle oświadczyć, że ustalaliście nie 20 tysięcy, tylko 30 i nie za pokój, tylko za osobę. Bo w tym kraju cena - to pojęcie względne.

      W każdym miejscu wartość tego samego pliku dolarów jest inna. Tutaj wręcz dosłownie. To ile wart jest banknot 100$ zależy od wielu rzeczy, a przede wszystkim od przyswojenia faktu, że kurs proponowany przez państwo jest, delikatnie mówiąc, nieatrakcyjny. Jak już się z tym pogodzimy i uznamy za lokalny folklor i rodzaj rozrywki, której wymiana waluty niewątpliwie dostarcza, musimy znaleźć miejsce, gdzie możemy wymienić zielony papierek na plik uzbeckiego "siana". Pomocą służą taksówkarze, hotele, sprzedawcy pamiątek (może pocztówkę, może koszulkę, może walutę wymienić?) i przede wszystkim - bazary. Kurs czarnorynkowy, w zależności od ilości wymienianych pieniędzy i zdolności negocjacyjnych waha się od 2500 do 2800, przy kursie oficjalnym 2100 som za1$. Wbrew obawom, na prowincji kurs jest lepszy, a na pewno nie gorszy niż w stolicy.

      Ale o ile bazarową wymianę walut można uznać za atrakcję, to brak ustalonych cen za podstawowe produkty często atrakcją już nie jest. Targować się trzeba o melony na bazarze, przejazd taksówką, czy nocleg w hotelu, ale jest to całkiem zrozumiałe, nawet dla najbardziej konserwatywnych przybyszów z Europy. Jednak zmienne ceny chleba lub wody, czy próba wyciągnięcia od turystów większej kasy mimo wcześniejszych ustaleń, jest już dość irytująca. Na całe szczęście, Uzbekistan jest tanim krajem nawet, gdy negocjacje kończą się niepowodzeniem, lub zostało się "oszukanym" przez chciwego Uzbeka. W końcu, 20 zł za obiad na 2 osoby to nie tak dużo, mimo, że pewnie można wywalczyć jeszcze kilka złotych, a ostateczna cena powstała przez doliczenie do rachunku różnych, niezamawianych pozycji.

      Ostatecznie należy dobrze liczyć kasę, nie słuchać nikogo, kto cokolwiek oferuje, pamiętać, że ceny są negocjowane wszędzie, nawet w muzeach i włączyć asertywność "poziom Uzbekistan".

      Aktualnie jesteśmy w Buharze, gdzie śpimy w wynegocjowanym hotelu (10000som czyli 4$ za osobę - tutejszy rekord), jemy wytargowanego melona (3000som) i chyba nie mamy już siły, żeby iść na obiad i kłócić się o cenę.

4 komentarze:

  1. Jeśli tak tanio i tak skutecznie negocjujecie ceny to zostańcie w Bucharze i trochę odsapnijcie, nie bijecie przecież rekordu świata w odkrywaniu postsowieckiego Orientu! Alfaro159

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdjęcie z targu z odznaczeniami jest cudowne :) jak temperatury? Jeat magiczne 45 stopni ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Mujnaku było na pewno, a nawet mogło być więcej. Tutaj jest po prostu masakrycznie gorąco. Prognozy pogody mówią o 36 - 39 stopniach w cieniu, ale cienia to tutaj za wiele nie mają. Generalnie powoli się przyzwyczajamy, ale od 12 do 15 staramy się nigdzie nie chodzić i da się żyć :-)

      Usuń