piątek, 29 lipca 2016

Czysta abstrakcja

Jeśli stoisz na klifie pod którym załamują się fale, a woda sięga po horyzont, możesz mieć tylko jedno skojarzenie - morze. My też mamy tą myśl i nawet fakt, że od trzech dni pijemy słodką wodę z jeziora nie sprawił, że przestaliśmy nazywać je morzem. Bo jezioro o powierzchni 31.500 km kw., czyli 10% powierzchni Polski, to zbyt abstrakcyjny pomysł.

Jak zobaczyć Bajkał? Z Irkucka najłatwiej dojechać do Listwianki, kurortu w południowej części jeziora. Miasteczko, jak łatwo można się domyślić odpycha, jak wszystkie rosyjskie kurorty dla nowobogackich. Dla nas jest punktem postojowym - tu załatwia się pozwolenie na wejście do Przybajkalskiego Parku Narodowego. I tu zaczyna się Baikal Great Trail (popularnie zwany tutaj Tropą). W naszym zasięgu jest zaledwie 50-kilometrowy odcinek z Listwianki przez rybacką wioskę Bolszyje Koty do wsi Bolszoje Golustnoje. I choć to niewiele w porównaniu z linią brzegową o długości 2100 km, to biorąc pod uwagę kilkusetmetrowe różnice wysokości które trzeba kilkukrotnie pokonywać na trasie i ciężkie plecaki od których odwykliśmy, zadowala nas to całkowicie.

Trzydniowy szlak prowadzi początkowo przez góry, a po trzech godzinach wyprowadza na brzeg jeziora. I już od niego nie odchodzi. I choć brzmi to monotonnie, to Bajkał nie nudzi. Krajobrazy zmieniają się błyskawicznie i przechodzą od trawiastych klifów, przez tysiącmetrowe skaliste turnie, aż po kamieniste plaże przechodzące w trawiaste łąki i pastwiska. Ścieżka, która według mapy biegnie idealnie wzdłuż linii brzegowej, w rzeczywistości co rusz oddala się nieco w stronę gór by za chwilę poprowadzić nas kamienistą plażą. Jej oznakowanie jest raczej symboliczne, a przebieg nie zawsze zgodny z naszą intuicją. Co jakiś czas mijamy miejsca biwakowe - czasem zupełnie dzikie (jedynie z dogodnym dojściem do jeziora), a niekiedy wyposażone w "infrastrukturę" w postaci sławojki czy zadaszonych ławek. Te ostatnie są szczególnie cenne, bo bezchmurne niebo nad Bajkałem to tylko marzenie, a opady są tu wyjątkowo częste. Koniec drugiego dnia wyznacza "turbaza" - kilka domków najbardziej przypominających nasze schronisko. Gdybyśmy tylko o niej wiedzieli, a nie rozstawiali namiot w strugach deszczu 200 m wcześniej...

Ostatnie kilka kilometrów zadeptane jest przez turystów, którzy zamiast na plecach cały potrzebny ekwipunek przywożą autami. Cóż, poprzednie kilkadziesiąt były niemal tylko nasze i garści innych turystów. Docieramy do Bolszoje Golustnoje i rezerwujemy miejsca na jutrzejszy, jedyny dziennie, autobus do Irkucka. Może dzięki temu jutro wieczorem uda nam się znaleźć na wyspie Olchon.

PS.: Po drodze był taki ładny szczyt. Więc tradycyjna cola z tradycyjną dedykacją ;)

wtorek, 26 lipca 2016

Jaki Wschód, taki Paryż

Wyobraźcie sobie pięknie zdobione, niebanalne gmachy wyrastające przy szerokich alejach. Wplećcie między nie bogate cerkwie i rzeźbione, kolorowo malowane drewniane domy. Dodajcie do tego powstające uniwersytety, siedziby instytucji i banków. Łatwo zrozumieć, czemu w końcu XIX w. Irkuck zyskał miano "Paryża Wschodu".

My też możemy to sobie tylko wyobrazić - budynki przykryte są grubą warstwą kurzu i pyłu, skutecznie kryjących ich dawną świetność. Banki i uniwersytety opuściły dawne siedziby i przeniosły się do socrealistycznych koszmarków. A drewniane domy na skutek złej technologii budowy, z każdym rokiem osuwają się głębiej w ziemię, aż oknami zapadną się poniżej chodników. Wszystko to ozdobiono tysiącami krzykliwych reklam, którymi pokryta jest niemal cała wolna przestrzeń. Z Paryża zostało niewiele. Znacznie więcej jest Wschodu.

Pierwsze starcie z postsowieckimi realiami przytłacza. Przeszkadzają nam wszechobecne odgłosy silników i smród spalin, mylimy piętra nie mogąc zapamiętać, że tutaj pierwsze piętro to parter, przerażają nas autobusy zbyt stare by miały prawo jeszcze jeździć. Przenosimy się w czasie przynajmniej kilkanaście lat wstecz. I w końcu zaczynamy rozumieć ten klimat.

Snujemy się po mieście bardziej przypominającym powiatowe miasteczko niż zamieszkałą przez 600.000 osób stolicę regionu, ale zaczyna nam się podobać. Pomiędzy budynkami znajdujemy perełki: odnowione drewniane chaty, cerkwie, gmachy z końca XIX w. Najstarszą działającą synagogę w Rosji i największy kościół katolicki na wschodzie. I oczywiście - bazar. Pijąc kolejną porcję kwasu rozumiemy, że to miasto ma potencjał. Rosjanie starają się go zresztą wykorzystać, m.in. adaptując dzielnicę drewnianych domów na pasaż z drogimi knajpami i sklepami.

Odskocznią od głośnego miasta jest położony tuż pod nim (bo 50 km w tutejszych realiach to tyle co nic) skansen w Talcach, w którym zgromadzono drewnianą zabudowę z Obwodu Irkuckiego. Warto tam pojechać choćby po to, żeby przekonać się, że autostop ma się tu znakomicie ;)

A jutro - koniec miejskich klimatów. W końcu stąd już tylko 80 km do Bajkału ;)

niedziela, 24 lipca 2016

Uralem za Ural

Azja Południowo-Wschodnia jest świetna. Ale przy całej swojej egzotyce, zabytkach i krajobrazach (o kuchni nie wspominając) jest też prosta w obsłudze. Pomimo upartego komplikowania sobie życia i szukania nietypowych miejsc, czuliśmy się wtłoczeni w maszynę do obsługi turystów. Stąd rzucony kiedyś w przestrzeń pomysł powrotu do zwiedzania postsowieckich realiów trafił na podatny grunt.

Słowo "Syberia" ma w sobie jakąś magię. W końcu kto nie chciał przejechać Koleją Transsyberyjską i zobaczyć największego jeziora świata? W dodatku w otoczeniu gór i w przedziwnym tyglu religijnym, mieszającym prawosławnych, buddystów i szamanów? Do nas to przemówiło. Więc będziemy gnieść się w autobusach pamiętających minioną epokę, walczyć z irytującym systemem i szlifować rosyjski.

Chcemy zobaczyć Bajkał, odnaleźć ślady zesłanych Polaków, stanąć przed świętą skałą szamanów, zdobyć kilka szczytów i sprawdzić czy na Świętym Nosie żyją foki.

Tym razem bez bardzo sztywnych planów i ograniczeń. Trzy tygodnie na Syberii z namiotem. Irkuck, Listwianka, Sljudanka, Bajkał, Góry Chamar Daban, Dolina Tunkińska, Półwysep Święty Nos - przez najbliższy czas będziemy odmieniać nazwy tych miejsc przez wszystkie przypadki i zastanawiać się nad najlepszą marszrutą. A na deser jeszcze Moskwa i Petersburg.

A póki co siedzimy na moskiewskim lotnisku Domodiedowo i czekamy na lot Uralskich Avialinii do Irkucka...