środa, 24 lipca 2013

CBT - czyli jak dobrze zarabiać na turystach

     Upychamy rzeczy w plecakach, sprawdzamy czy nic nie zostało w pokoju, kupujemy wodę i idziemy na dworzec marsztutek, kłócąc się po drodze z taksówkarzami - czyli zaczynamy standardowy dzień, który sprowadza się do kilku czynności: gdzieś (czymś) dojechać, coś zjeść i znaleźć nocleg. A przy okazji czegoś się dowiedzieć i coś zobaczyć. Po przejechaniu całego Uzbekistanu jesteśmy nieco zmęczeni i raczej negatywnie nastawieni - tamten kraj jest bardzo nieprzyjazny dla turystów podróżujących na własną rękę. Kirgistan jednak pozytywnie zaskakuje. Wszyscy wskazują dobrą drogę, marszrutki są tańsze i większe niż uzbeckie, a nawet taksówkarze są mniej natrętni. Na domiar wszystkiego kierowca, którego ojciec służył w Polsce przez 4 lata, czuje z nami pewną więź i wpuszcza nas na miejsca dla VIPów, czyli do szoferki, gdzie jest więcej miejsca i można otworzyć okna. Patrząc na tył busa, gdzie na dwóch siedzeniach siedzą po trzy osoby rozumiemy jaki to przywilej. Dobrze jest być turystą!
     Ostatecznie 200km jedziemy trzema marszrutkami i zajmuje nam to ponad pięć godzin, w czasie których dochodzimy do wniosku, że lubimy Kirgizów. Zaledwie wsiądziemy, jesteśmy już z sąsiadami po imieniu i wymieniamy się muzyką z telefonów (Brat, to kirgiska muzyka!), a to tylko początek rozmowy. Atmosfera zupełnie inna niż wśród nieufnych Uzbeków.
     Ostatnia marszrutka zostawia nas we wsi położonej na 1600m.n.p.m. Wokół rozpościerają się ośnieżone szczyty, ale zanim zdążymy się rozejrzeć czy choćby wyjąć bagaże, podchodzi do nas mężczyzna i uśmiechając się arsenałem złotych zębów, zagaduje poprawną angielszczyzną. Okazuje się być pracownikiem miejscowego CBT, czyli przyczyny, dla której Kirgistan jest tak przyjazny dla turystów. W rozwinięciu brzmi to Community Base Tourism i sprowadza się do skupienia ludności mieszkającej w turystycznym miejscu i zainteresowanej zarabianiem na turystach, w jedno z 16 biur w całym kraju. Po chwili trafiamy do lokalnej siedziby i oglądamy mapy, zdjęcia i propozycje tras wycieczek. Po chwili mamy zorganizowany nocleg - bo CBT skupia wszystkich u których można się przespać. Co ważne, wszystkie miejsca oferują ten sam standard, za tę samą, niewygórowaną cenę, tj. około 8 dolarów za pokój z obfitym śniadaniem. Czekamy jeszcze kilka minut na przewodnika - dziewięcioletnią córkę naszego gospodarza i w końcu idziemy z nią do prawdziwie kirgiskiego domu. Żegnani informacją, że mamy przychodzić w razie jakichkolwiek pytań, nieco skołowani sprawnością systemu, dochodzimy po raz kolejny do wniosku, że to nie jest nasza ostatnia wizyta w Kirgistanie.

Tym razem bez zdjęć, bo .... tak :-) Będą jutro.

2 komentarze:

  1. Uderzacie gdzieś w góry? Podziwiam, że wszędzie macie internet :) i koniecznie dawajcie te góry, bo czekamy na takie widoczki!!! ilez można śmigac po miastach, co? :P
    Ags

    OdpowiedzUsuń
  2. Internet mamy mobilny :-) znaczy, że kupujemy lokalną kartę SIM, pakiet na neta i ogień. W Uzbe było z tym trochę zabawy, ale tu takie rzeczy załatwia się w 2 minuty. Ceny? Taniej niż u nas, a net smiga aż miło, bo infrastruktura nowa i wszędzie HSPA+.

    OdpowiedzUsuń