piątek, 3 października 2014

Penang, Penang i do domu

Już dawno nauczyliśmy się z przymrużeniem oka traktować szumne hasła przypisywane różnym miejscom, więc nazywanie George Town, stolicy Penang, malezyjskiego stanu-wyspy, "Perłą Orientu" traktowaliśmy ostrożnie. Jak się okazało - zupełnie niesłusznie.

Ta dawna brytyjska kolonia do dzisiaj zachowała swój charakter. Ciągnące się wzdłuż ulic niskie, barwne domy z podcieniami mają w sobie niezaprzeczalny urok. Dodają mu go także wszechobecne szyldy na których mieszają się różne alfabety, bo George Town to całkowicie multikulturowe miasto. Obok siebie mieszkają Malezyjczycy, Chińczycy i Hindusi. Na jednej ulicy sąsiadują świątynie buddyjskie i chińskie, meczet i kościoły różnych wyznań. Kuchnia to osobny rozdział: znaleźć tu można potrawy różnych krajów i narodów, w takiej ilości i wyborze jakiego jeszcze nie widzieliśmy.

Miasto, którego ruch uliczny zdominowały skutery i riksze pozornie jest niemożliwe dla ruchu pieszego, ale w żaden inny sposób nie da się go odkryć. Zwłaszcza, że oprócz zabytków nie można pominąć murali zdobiących ściany w różnych, nieoczekiwanych miejscach. Z przyjemnością błądzimy więc po uliczkach odkrywając obrazy zwierząt czy dzieci.

Jeśli do tego wszystkiego dodamy zapach kwiatów przed świątyniami buddyjskimi, wszechobecne kadzidełka, procesje hinduistów i brzmiący w południe dzwon kościoła otrzymamy obraz Malezji w pigułce, miejsca, którego naszym zdaniem nie można pominąć.

A ostatni dzień wyjazdu musi być wakacyjny. Jeszcze jeden park narodowy i spacer przez dżunglę, a potem już tylko plaża, morze, wszechobecne makaki i sok z kokosa. Zostaje czas na ostatnie zakupy, ostatnią porcję owoców morza i wydanie ostatnich wymienionych pieniędzy. Przed nami już tylko wieczór w Bangkoku, a rano samolot do Frankfurtu i dalej do Warszawy.

Trzy tygodnie na trzy kraje to niezbyt dużo. Było intensywnie i nieco męcząco, i chociaż wiemy, że zobaczyliśmy najwięcej jak mogliśmy, to zostało tu jeszcze dużo. Pozostaje więc zaliczyć ten region do kategorii "musimy tu wrócić" i zacząć szukać nowych biletów. Bo to w dalszym ciągu nie jest koniec :)