czwartek, 11 lipca 2013

Było Morze, w Morzu kołek...

... no kołek może nie, ale statek na pewno. I to nie jeden. Teraz już ich nie ma - to znaczy są, ale jedynie jako pomniki ludzkiej (sowieckiej?) pychy i arogancji, w myśl której z kompletnej pustyni można uczynić światowego potentata w produkcji bawełny. Radziecka myśl techniczna, która skierowała wody Amu-Darii i Syr-Darii do kanałów nawadniających pola bawełny, pozbawiła w ten sposób zasilania jeden z największych zbiorników śródlądowych świata. Mowa oczywiście o Morzu Aralskim, które w ciągu ostatnich 30 lat zniknęło niemal doszczętnie. Podobnie, jak doszczętnie zniknęły nadzieje mieszkańców Mujnaku - niegdyś miasta leżącego nad brzegiem morza - na poprawę sytuacji.
      Obecnie Mujnak położony jest dokładnie pośrodku niczego. Od najbliższego miasta dzieli go 100km rozsypujacej się drogi, od morza (o ile jeszcze można je tak nazywać) ponad 150km pustyni. W tym momencie nie ma tu niczego: klimatu pozwalającego na funkcjonowanie, ziemi nadającej się do uprawy, bieżącej wody. A nade wszystko, nie ma tu morza. Upadła turystyka i pozostał po niej jedynie hotel, który okres świetności przeżywał w latach 60 i od tamtej pory nikt w nim nic nie zrobił. Upadło rybołówstwo, a wraz z nim działającą całodobowo fabryka przetwórstwa ryb. Ta ostatnia została zamknięta dopiero w 1998r, wcześniej przez lata przetwarzając ryby importowane. Jak u Barei - do przetwórni rybnej, zbudowanej w kraju podwójnie śródlądowym i położonej na pustyni importuje się ryby...
      Mujnak, to chaotycznie rozrzucone budynki, wśród których mieszają się ze sobą zamieszkane, opuszczone i te nigdy nie dokończone. Po jedynej asfaltowej ulicy wałęsają się wychudzone krowy. Woda dostępna jest przez godzinę dziennie, prąd jak się trafi. Temperatura powietrza przekracza 40 stopni, zimą spada do -30. Jak wielkie musi być przywiązanie tych ludzi do miejsca, skoro mimo katastrofy wciąż tu mieszkają? A jednak wszyscy z dumą odpowiadają, ze to nie Uzbekistan, tylko Karakałpakstan (swoją droga, nauczyć się to poprawnie wymawiać jest równie trudno, jak zrozumieć ten region), czyli obszar o pewnej autonomii. Powiewają lokalne flagi, język nawet dla nas różny jest od uzbeckiego (podobno najbardziej przypomina kazachski i turecki), ludzie są mniej śniadzi i skośni, a jednocześnie bardziej otwarci niż na wschodzie kraju.
      Dwa dni w Mujnaku to jednocześnie za dużo - biorąc pod uwagę tutejsze warunki życia i za mało - żeby zrozumieć tragedię, która się tu wydarzyła.
      Na morzu-pustyni zbieraliśmy muszelki, patrząc na zardzewiałe statki stojące na piasku: wrażenie tyleż surrealistyczne, co przygnębiające.

3 komentarze:

  1. O rany! Wleźliście na ten statek...
    Już chyba bardziej opuszczonego przez ludzi i naturę być nie może :(
    Trzymajcie się

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko nie zarosnijcie brudem, jak nie ma wody Tak jeszcze zyją ludzie w 21 wieku Kolejna lekcja Wytrzymacie te 2 miesiące ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Mama mi kiedyś recytowała wierszyk (a może to była piosenka?) z czasów PRLowskiej edukacji o Amu-Darii i Syr-Darii. Nie pamiętam, o czym dokładnie tenże utwór traktował, ani nawet czy był po polsku, czy może w języku towarzyszy ze Wschodu. Niemniej jednak mama pamięta. I trochę mnie dziwi, że z takiej reliktowej mieściny, położonej zarówno w interesującym miejscu, jak i, bądź co bądź, w interesującej sytuacji, nie zrobiono jeszcze atrakcji turystycznej. Widzę potencjał turystyczny w przynajmniej dwóch kierunkach: socjalizm i ekologia. Miłośnicy radzieckich ideałów odnaleźliby tam sentyment (czy tak jak mama, mogliby zobaczyć to, o czym uczono ich w szkole) a fanatycy ekologii, geografowie, klimatolodzy, biolodzy i inni przyrodnicy z rozmachem mogliby debatować o desertyfikacji. Teraz potrzebny mi tylko jakiś dubajski szejk i rozkręcam interes w branży turystycznej. Korzystajcie, póki możecie, bo już niedługo wejście na taki zardzewiały wrak będzie kosztowało grube dolary! ;)

    OdpowiedzUsuń