środa, 3 lipca 2013

Czas w drogę! W końcu...



      Dokąd? Czym? Na jak długo? W tych trzech hasłach zamyka się w zasadzie seria pytań przedwyjazdowych. A pierwsze z nich zawsze jest najtrudniejsze. Bo ilość możliwości i pomysłów zwykle nas przerasta. Wschód, zachód? Samolotem, pociągiem, rowerem? Bilety first minute, last minute? Podróż palcem po mapie i strzelanie na chybił trafił w globus? Człowiek chce gdzieś pojechać, kusi cały świat, a czas ograniczony. Wiemy tylko jedno - na własną rękę, daleko, niezbyt drogo, coby ładnie było i jakaś kultura ciekawa... Ograniczenia niby duże, ale niczego nie zmieniają - pomysłów i wizji wciąż za dużo.
      Jednak w tym roku dylemat w pewnym sensie rozwiązał się sam. Bo jeśli po raz pierwszy rzucamy pytanie gdzie chcemy jechać, a po pięciu minutach ktoś, kto nie słyszał naszej rozmowy wręcza nam przewodnik po Azji Centralnej, to już musi coś znaczyć. Jeśli w tym samym czasie Kirgistan znosi wizy dla Polaków, wschód staje się realną wizją. A jeśli jednocześnie pojawia się błąd taryfowy jednej z linii lotniczych i bilety do Azji można kupić za śmieszne pieniądze, to pozostaje już tyko wyrobić sobie wizy i spakować plecaki.
      No właśnie, spakować plecaki Biorąc pod uwagę, że jutro wyjeżdżamy na dwa miesiące, to wszystko powinno być już przygotowane i ogarnięte. Słowo klucz powinno.

      Stan na dziś. Papierkologia stosowana za nami: mamy wizy i ubezpieczenia. Mamy załatwiony pierwszy nocleg. Nawet większość rzeczy, które trzeba zabrać mamy już naszykowane. Do mniejszości, których nie mamy, zaliczają się drobiazgi, jak okulary przeciwsłoneczne czy spodnie, których nie mam ja. Tomek też pewnie czegoś nie ma, tylko nie chce się przyznać.
      Za to oboje mamy kazachskie czapki. No i bilety w jedną stronę do Taszkentu. 

W Kazachstanie (jeszcze) nie byliśmy, ale tamtejszymi narodowymi czapkami pochwalić się możemy :)


      Plany na najbliższy czas? Jutro rano wyjazd do Rygi, a pojutrze wieczorem samolot do Taszkentu, gdzie nic już (chyba) nie będzie takie jak w Europie. "Problemem" Uzbekistanu jest to, że jest to kraj autorytarny i pal licho, że Sz. Pan Prezydent (od 20 lat ten sam) chce wiedzieć co robią jego obywatele w każdej sekundzie swojego życia. Niestety, tyczy się to również turystów i przekłada się na m.in. na obowiązek rejestracji w miejscu nocowania (w teorii co trzy dni, w praktyce podobno codziennie). O szkodliwości takich wymogów nie trzeba chyba nikogo przekonywać - ze spania pod namiotem w najbliższym czasie nici.  Wspomnę tylko, że hoteli, które mogą gościć turystów raczej nie przybywa, a ceny w nich są wyższe niż w tych bez licencji. Jeżeli dodamy do tego walutę, której najwyższy nominał 1000 UZS jest wart około 1.60 PLN robi się już całkiem egoztycznie :) 

      Ale nikt nie mówił, że będzie łatwo....

6 komentarzy:

  1. Szczerze Was nienawidzę za to :). Zobaczycie Morze Aralskie (czy jego pozostałości)... Miłej podróży i nie zapominajcie o zdjęciach!

    OdpowiedzUsuń
  2. Powodzenia! Świetne czapki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzymam kciuki i czekam na wpisy. Figat :)

    OdpowiedzUsuń
  4. no bawcie się dobrze dzieci!
    Maciejewski

    OdpowiedzUsuń
  5. Życzę Wam niezapomnianych wrażeń i powodzenia

    Twoja chrześnica Amelka :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A w kwestii papierkologii: mandat za lans w kazachskich czapeczkach opłacony przed wyjazdem? ;)

    Buziaki z Giermanii :*

    OdpowiedzUsuń