piątek, 29 września 2017

O 47 godzin za długo

W ciągu czterech tygodni wyjazdu dokładnie 1/4 noclegów spędziliśmy w pociągach (o krótkich przejazdach nie wspominając). Za każdym razem starannie unikaliśmy najwyższych miejsc. Na ostatni przejazd relacji Lijiang - Kunming też kupiliśmy kombinacje dolne i środkowe, więc powinno być ok. Jak zwykle w Chinach "powinno" nie zadziałało. Podjechał pociąg piętrowy, w którym na każdym piętrze przedziały składały się z dwóch poziomów łóżek, więc nasze najlepsze miejsce środkowe stało się najgorszym miejscem górnym. Bo w górnym miejscu nie przeszkadza to, że trzeba do niego wchodzić po małych stopniach, ani to, że miejsca są rozłożone nierównomiernie i górne jest tuż pod sufitem, tak, że jest tam bardzo mało miejsca. Problemem jest to, że w suficie jest lampa jarzeniowa, głośnik i klimatyzacja. A że dzień zaczynać trzeba wcześnie, to o 7 rano włącza się światło, głośna (!) nieustająca (!) muzyka i chłodzenie. A jeśli pociąg dojeżdża na stację końcową przed 7, to opisane wyżej kombo zaczyna się odpowiednio wcześniej. W przypadku pociągu do Kunmingu o 5:20, czyli półtorej godziny (!) przed dojazdem na stację. Więc tak leżąc z ostrym światłem pół metra nad głową, w radosnych dźwiękach chińskiej muzyki i klimatyzacją wiejącą prosto w twarz przypomnieliśmy sobie, że gdzieś zaginęła relacja z 47 godzinnego przejazdu. Dostępna poniżej ;)

Po wąskim korytarzu nieustająco przechodzi tłum Chińczyków - albo do bojlera z wrzątkiem z jednej strony wagonu albo do łazienki z drugiej. Na pewno jest ich więcej niż te 66 miejsc w wagonie klasy hard sleeper. Tłum ubarwiają nieustająco migrujący sprzedawcy przekąsek (a czasem nawet obiadów) i mundurowi. Od 7 do 22 leci zapętlona jedna płyta, która milknie tylko po to żeby ustąpić pierwszeństwa komunikatom. Chodząca na pełny regulator klimatyzacja trochę rozwiewa ostrą mieszaninę zapachów zupek chińskich i dymu papierosowego (tak, tutaj można palić w pociągach, a Chińczycy palić uwielbiają), ale po jakimś czasie zaczyna drapać w gardle. Jesteśmy błędem systemu, jedynymi turystami w pociagu. I poza jednym konduktorem, jedynymi mówiącym po angielsku. Nasz azyl skurczył się do powierzchni dwóch środkowych (czyli jak się okazało najlepszych) miejsc leżących. To będzie długie 47 godzin z Zhangye do Kunmingu.

Nasze dotychczasowe doświadczenia z chińskimi kolejami składają się z kilku krótkich (i niestety jednego długiego, na samym początku) przejazdu wagonami hard-seat. Tam - cóż, głośna muzyka i ostre światło 24 h na dobę i tłum upakowany na wąskich, niewygodnych siedzeniach walczący o pozycję w której można zasnąć na chwilę. Słowem - na kilka godzin daje radę ;) W porównaniu z tym jeden nocny przejazd hard-sleeper, który mieliśmy jawił się nam jako szczyt komfortu. Dość długie łóżka, światło zgaszone o 22 i nieco łatwiejsza w akceptacji kategoria Chińczyków. Po tych doświadczeniach z optymizmem podeszliśmy do perspektywy przeskoczenia 1800 km przez cztery prowincje i 14-to milionowe miasto (Czengdu) za pomocą pociągu. W końcu hard-sleeper był niezły, a nam już zdarzyło się jechać takim przez 54 godziny (w Kazachstanie). Cóż...

Próbujemy wtopić się w tłum: pijemy nieskończone ilości zielonej herbaty, jemy zupki chińskie i dziwne przekąski w których prażony zielony groszek jest tą najprostszą w nazwaniu. Oprócz tego korzystamy z tego, że Chińczycy bezceremonialnie się na nas gapią i gapimy się na nich. Ciekawe kto jest dla kogo większą atrakcją? Wymieniamy uśmiechy i korzystamy z dziwnego prawa przysługującego nam jako nieobeznanym w lokalnym savoir-vivre, dzięki któremu zyskujemy prawo do dwóch siedzeń ze stoliczkiem na korytarzu. Kto się nie załapie (a działa zasada kto pierwszy ten lepszy) ląduje na czyimś dolnym łóżku. W końcu miejsc w wagonie jest 66, a krzesełek tylko 10.

Nadrabiamy braki w lekturze, odsypiamy wyjazd i najkrócej mówiąc: usiłujemy przetrwać. Wątpliwa przyjemność jak na 320 zł od głowy ;) Jedynie krajobrazy za oknem zmieniające się od pustyni ze stadami wiebłądów do zalewanych deszczem tarasów ryżowych rekompensują... no może nie wszystko, ale część na pewno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz