wtorek, 5 września 2017

Kijowy początek

Fakt, że po drodze mamy spędzić dzień w Kijowie jakoś uciekł nam w czasie planowania wyjazdu. Nie żebyśmy szczególnie zaplanowali całą resztę - ostatnio jakoś dużo się działo - ale ten element wyjazdu nas trochę zaskoczył. Więc kiedy po średnio przespanej nocy z samego rana zameldowaliśmy się na lotnisku Boryspol, rozpaczliwie próbując po drodze nadrobić braki snu z ostatnich dni, nie mieliśmy żadnych założeń, że cokolwiek musimy.

Więc po dokonaniu odkrycia, że towarem o który najprościej w Kijowie jest kawa, która w dodatku jest śmiesznie tania, pierwsze pół dnia spędziliśmy bez większych wyrzutów sumienia odbijając się od kawiarni do kawiarni, zahaczajac po drodze o budki z kawą. A tych jest tutaj nieskończona ilość. Na skrzyżowaniach, w parkach, w każdym chyba sklepie, za równowartość 2 zł można wypić całkiem niezłą kawę. Zachwyceni tym odkryciem z opóźnieniem zauważyliśmy, że nigdzie nie ma żadnego miejsca gdzie można napić się tak kojarzącego się z Ukrainą kwasu...

Kawa zamiast kwasu, fast foody zamiast czebureków, ledwie kilka babuszek sprzedających wszystko i nic z serwet rozłożonych na chodnikach w okolicy dworca... A jednocześnie tak typowo wschodni bałagan, korki, wszechobecne reklamy i bylejakość. Kijów zgubił się gdzieś po drodze ze wschodu na zachód. I dużo na tym stracił, stając się doskonale nijaki. Nie jest specjalnie piękny, ale też nie odrzuca. Nie ma tam miejsca na wschodni charakter, ale do Europy też mu dużo brakuje. Nie można mu odmówić swoistego uroku, ale... ten dzień który mieliśmy na leniwe zwiedzanie to wszystko co nam było potrzeba na miejscu.

Tyle wystarczy, żeby zobaczyć wpisaną na listę UNESCO katedrę św. Sofii, której założenia sięgają XI wieku, obejrzeć piękne, ale konsekwentnie niszczejące kamienice, przejść reprezentacyjnym bulwarem Kreszczatnik i zatrzymać się na Majdanie Niepodległości pamiętając, że nie tak dawno ginęli tam ludzie walczący o demokrację.

Taki niespieszny początek na rozruch, chwila czasu na ogarnięcie miesiąca który jest przed nami. Może w końcu wypadałoby go zaplanować. A dalej? Nocny lot do Astany i można zaczynać ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz