poniedziałek, 11 września 2017

Z Kazachstana do Kitaja

Może nie jesteśmy jakimiś wielkimi weteranami przekraczania granic między "dziwnymi" państwami, ale trochę już doświadczyliśmy kolorytu związanego z byciem europejskim turystą w miejscu, w którym widok ten jest niezwykle rzadki. Do takich miejsc z pewnością należy przejście graniczne między kazachskim Khorgas a chińskim Khorgos (różnica w nazwie rzeczywiście jest tak mała). Czyniąc długą historię krótką: do tej pory palmę pierwszeństwa w kwestii szeroko rozumianej "upierdliwości" dumnie dzierżyła uzbecko-kirgiska granica w Dolinie Fergany. Od wczoraj ma poważnego konkurenta...

Zaczęło się przyjemnie. Odjeżdżający o 8:00 rano kazachski super-pociąg TALGO relacji Astana - Ałmaty - granica kazachsko-chińska, w którym zajęliśmy dwa leżące miejsca, aby do południa móc zaznawać życiodajnej drzemki. Ten jakże miły i spokojny początek ustąpił miejsca dosyć szalonej podróży przez granicę. Najpierw taksówka, która miała nas zawieść pod samą odprawę została zatrzymana na posterunku strefy przygranicznej strzeżonej przez żołnierzy z długą bronią. Jak widać,  kazachsko-chińska przyjaźń ma swoje ograniczenia. Jednocześnie okazało się, że kierowca nie ma papierów na dalszą jazdę, więc wojskowi zatrzymali jakiś inny samochód i kazali kierowcy zabrać nas i jeszcze jednego Kazacha w dalszą drogę (Pierwsza Kontrola Paszportów). Pod samą granicę i tak nie dojechaliśmy (bo nie), więc ostatni kawałek trzeba było przejść pieszo między manewrującymi kazachskimi i chińskimi tirami (Druga Kontrola Paszportów). Później wejście na teren terminala granicznego i spotkanie z mundurowym, który wraz ze swoją wielką czapką-naleśnikiem sięgał nam do klatki piersiowej (Trzecia Kontrola Paszportów). Różnicę wzrostu nadrabiał długością przetrzymywania dokumentów. Później jeszcze tylko sprawdzenie czy my to my (Czwarta Kontrola Paszportów), podbicie dokumentów (Piąta Kontrola Paszportów) i wyjście z Kazachstanu, aby złapać autobus (sic!) do chińskich posterunków. Nie można zapomnieć o sprawdzeniu czy przypadkiem nie ominęliśmy jakimś cudem wszystkich poprzednich pograniczników (Szósta Kontrola Paszportów).

Kilkuminutowy rajd marszrutką kończymy pod wielkim gmachem, nad którym dumnie powiewają czerwone flagi. Nie ma tak łatwo, żeby można było tak po prostu wejść do środa. Najpierw, a jakże - kontrola paszportów i prześwietlenie całego ciała do kości. Później już tylko rozmowa łamanym angielskim, odpowiedzi na kilka pytań, sprawdzenie zawartości telefonów, obejrzenie zdjęć, ankieta zdrowotna,  stempel do paszportu i w drogę :)

Już pierwsze starcie z chińską rzeczywistością zaskakuje. Jakby magiczna linia oddziela czystość i porządek (Chiny) od biedy i syfu (Kazachstan). To są dosłownie dwa światy oddzielone sztuczną (?) linią granicy. Granicą jest również możliwość porozumienia się. O ile w Kazachstanie rosyjski to oczywistość, a i po angielsku często daje radę, to w Chinach, a przynajmniej w tym ich kawałku wymagany jest uśmiech i biegły migowy. Nieodzownym przyjacielem turysty jest tłumacz Google i kalkulator. Negocjacja w taksówce wymaga z naszej strony podstaw angielskiego, rosyjskiego i kazachskiego. Ze strony kierowcy: pisania palcem po brudnym samochodzie i zaangażowania kilku przechodniów (z czego przynajmniej dwóch robi zdjęcia).

Bo szczerze mówiąc, to nie wiemy kto jest to dla kogo większą atrakcją. Gdy siedzimy w poczekalni czy nawet już w pociągu różni ludzie próbują z nami pogadać, uśmiechają się lub po prostu zwyczajnie się gapią, co podobno jest zgodne z chińskim savoir-vivre. Fakt, że nie znają ani słowa w żadnym z rozsądnych języków nie jest problemem. Oni do nas po chińsku, my do nich po polsku, pouśmiechamy się i jakoś leci

Przed nami Urumczi, stolica Sinciangu, w którym mieszkają muzułmańscy Ujgurzy. Jedziemy tam ponad 10 godzin z nad granicy pociągiem z miejscami siedzącymi - sypialniach niestety już zabrakło. A pociąg z miejscami typu "hard seat" to temat na osobną historię.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz