środa, 7 sierpnia 2013

Kraj przyjazny turystom

     Leniwy wieczór: siedzimy przed telewizorem, pijemy piwo i jemy chipsy. Coś wprowadza pewne zgrzyty w ten europejski obrazek: na ekranie przewija się rosyjski serial, piwo to "biały niedźwiedź", a lays'y mają smak czerwonego kawioru. Ale taki spokojny wieczór był nam potrzebny po męczącym psychiczne początku pobytu w Kazachstanie.
     Dzień zaczęliśmy od starcia z kazachską biurokracją i wycieczki na posterunek policji imigracyjnej. Bo Kazachstan, jako kraj przyjazny turystom, wymaga zarejestrowania się, o ile pobyt w kraju trwa ponad pięć dni. Na policji oczywiście czeski film: nikt nic nie wie. Przepychamy się do jednego z okienek i wymieniamy paszporty na papiery do wypełnienia. Odchodzimy tylko po to, żeby wrócić się po paszporty. Papiery oczywiście w cyrylicy, nigdzie żadnego wzoru. Biorąc pod uwagę, że turyści praktycznie nie znają rosyjskiego, nie mamy pojęcia jak sobie radzą. Wypełniamy dokumenty, zgodnie z poleceniem podając w nich datę wyjazdu z Ałmaty. Kserujemy jeszcze wszystko co tylko można, po raz kolejny wpychamy się w kolejkę i ku naszemu zdziwieniu bez żadnej opłaty dostajemy kolejną pieczątkę na wypełnionej na granicy karcie migracyjnej i do kompletu jeszcze jedną kartę. Polacy - kazachska biurokracja 1:0. I to bez żadnej łapówki, chociaż Kazachstan to 15 najbardziej skorumpowany kraj świata.
     Prosto z posterunku jedziemy na drugi koniec niemałego miasta, do biura turystycznego, po odbiór biletów kolejowych. Bo chociaż przez stronę krajowych kolei można kupić bilet nawet podając dane z zagranicznego paszportu, to przy płatności okazuje się, że trzeba być szczęśliwym posiadaczem karty wydanej przez Kazachski Bank Narodowy. Cóż, nasz polski mBank jako żywo nie należy do tej firmy i musimy dopłacić 100% wartości biletu pośrednikowi. Zgrzytając zębami wykładamy dolary i wypytujemy o wszystko, czego nie wiemy. Tylko po to, żeby dowiedzieć się, że na policji trzeba było ominąć instrukcję i wpisać nie datę wyjazdu z Ałmaty, a datę ważności wizy. Musimy przeorganizować nasze plany wyjazdu w drugi największy kanion świata i jeszcze raz zwiedzić posterunek policji...Tym razem też się udaje i przedłużyłamy rejestrację za darmo. 2:0, koniec nerwów, można zwiedzać. A jest co, tylko lejący się z nieba do tego zniechęca. Pod czujnym okiem wszechobecnego prezydenta patrzącego z plakatów, billboardów, a nawet pomnika historii Kazachstanu, snujemy się po parkach, pomnikach i zabytkach i w promieniach palącego słońca patrzymy zazdrośnie na górujące nad miastem szczyty, w które moglibyśmy pojechać, gdyby nie dzień zwłoki przez rejestrację.
     Już w pokoju wspólnym naszego hotelu zabieramy się za kupno biletów na koleje rosyjskie, ale mamy powtórkę z rozrywki - nie przechodzi żadna karta. Po 6 godzinach walki poddajemy się, pojedziemy czymkolwiek, albo spróbujemy kupić bilety na miejscu. Pozostaje tylko otworzyć piwo...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz