niedziela, 21 sierpnia 2016

I znowu do domu...

Że powiemy banalnie: Rosja mała nie jest. Ale jak wielka nie zdawaliśmy sobie sprawy aż do teraz. Planowanie wyjazdu było dość abstrakcyjne, realizacja jeszcze bardziej. Zmieniliśmy kontynenty, strefy czasowe i grupy etniczne, a wszystko w obrębie jednego kraju.

Przejechaliśmy zdecydowanie zbyt wiele kilometrów marszrutkami, autobusami i na stopa. Spędziliśmy trochę czasu w najtańszej klasie pociągu i w rosyjskich liniach lotniczych. Słowem - wygnietliśmy się za wszystkie czasy i dotarliśmy na nasz prywatny koniec świata. Były fenomenalne widoki i biedne wsie, ślady zesłańców, szamanizm i rosyjski buddyzm. Dużo kwasu chlebowego, pielmieni i buriackich buzów. Zaliczyliśmy pożary lasów (na odpowiednią odległość na szczęście), ulewę stulecia i sztorm na Bajkale. Słowem - było warto.

Jeszcze ostatnie zakupy, kilka godzin w autobusie z Kaliningradu do Warszawy i można planować kolejny wyjazd. Ale na razie - szara rzeczywistość ;) Do zobaczenia w Warszawie ;)

1 komentarz: