środa, 17 sierpnia 2016

Moskwa, drugie starcie

Po wizycie w Bangkoku byliśmy przekonani, że żadne miasto nie jest w stanie nas przytłoczyć. Moskwa, choć jest niemal dwukrotnie większa od stolicy Tajlandii (będąc przy okazji 8 największym miastem świata), w porównaniu z nią wydaje się dużo mniejszym miastem - cóż, rosyjscy urbaniści znali się na rzeczy i założenia architektoniczne ułatwiają odbiór miasta. Nie zmienia to jednak faktu, że jest - mówiąc najkrócej - olbrzymie, głośne i wiecznie zakorkowane. W dodatku w ciągłej budowie. Deptaki, place i ulice są albo świeżo wyremontowane albo w remoncie, względnie dopiero będą odnawiane. Tam, gdzie remonty i zmiany zostały już przeprowadzone jest - nie ma co ukrywać - bardzo sympatycznie. W Moskwie wszędzie (a przynajmniej w olbrzymim centrum) ma być nowocześnie, zielono i po europejsku. I to działa.

Zwiedzanie miasta zaczęliśmy z rozmachem - od ponad 24 godzinnej ulewy stulecia, zalewającej metro i skutecznie paraliżującej jakiekolwiek plany. Cóż, 130% miesięcznej normy w dobę to nie byle co. Potem mogło być tylko lepiej. Plac Czerwony, Kreml, Sobór Wasyla, Arbat, GUM... odhaczamy wszystkie obowiązkowe pozycje dochodząc do jedynego słusznego wniosku: mają rozmach... W całym centrum nie widzimy praktycznie zachodnich turystów. Ich brak skutecznie rekompensują turyści rosyjscy i chińscy, nieodmiennie występujących stadnie w postaci olbrzymich grup wycieczkowych. Podobno dwa lata temu zaczęło przybywać chińskich turystów i ich liczba rośnie w zastraszającym tempie. My mamy dość skośnookiego tłoku w najpopularniejszych atrakcjach. Zdjęcie pod mauzoleum Lenina mamy, wystarczy. Jedziemy poza centrum.

Tam też rozmachu nie brakuje. W końcu trudno żeby było inaczej, skoro trafiamy do WOGNu - Wystawy Osiągnięć Gospodarki Narodowej ZSRR. Dawne Ogólnorosyjskie Centrum Wystawowe założone w 1935 r. obecnie straciło swoją funkcję i stało się olbrzymim parkiem z niezliczoną liczbą pawilonów, fontann i alejek. W centrum: samolot Jak-42, helikopter MI8, model rakiety Wostok i oryginalny Buran - radziecki wahadłowiec który tylko raz wzbił się w kosmos. Tutaj też tłumy, ale Rosjan. Nic dziwnego,  to jedno z najpopularniejszych w Moskwie miejsc spacerowych.

Dużo spokojniej jest przy głównym gmachu MGU - Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego. Najwyższa z Siedmiu Sióstr Stalina jest siedzibą tej największej uczelni w Rosji od 1953 r. Wokół tonące w zieleni miasteczko akademickie. Niestety, musimy przyznać: budynek MUG jest nie tylko starszy, wyższy o 3 metry, ale i ładniejszy od warszawskiego Pałacu Kultury. A na pewno czystszy.

Jedziemy jeszcze na Izmaiłowski Bazar. Duuużo kiczu dla turystów, pchli targ, antykwariaty, samowary, porcelana, ubrania, pamiątki z czasów sojuza... wszystko, w dodatku w bardzo dobrych cenach, ponad dwukrotnie niższych niż na Arbacie. Pełen przekrój moskiewskiego folkloru. Nikt nie woła, nie zaciąga do swoich stoisk, za to wszyscy się targują.

Jeszcze (nucąc Skorpionsów) zwiedzamy Park Gorkiego, a potem Park Pobiedy wraz z Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. To ostanie zrobiło na nas ogromne wrażenie swoim rozmachem, ale przede wszystkim forsowaniem sowieckiej wersji historii. Szczególnie bolą nas sformułowania o "wzięciu pod opiekę Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi 17 września 1939", czy "obozach koncentracyjnych w Polsce". Co ciekawe, inną treść dostaje Rosjanin w tekście w cyrylicy, a inną turysta anglojęzyczny. Anglojęzyczna wersja historii jest stosunkowo mało zmanipulowana :) Ręce opadają...

Na koniec, aby odreagować zszargane nieco nerwy, wieczorny spacer po Moskwie i wsiadamy w nocny pociąg do Petersburga...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz