niedziela, 20 września 2015

Raj odnaleziony

- Potrzebujemy prawa jazdy?
- Nie...
- Paszport, ID?
- A po co?
- A co z policją?
- Jest niedziela, gorąco... To jest Laos...
Uzupełniliśmy jeszcze wiedzę (na szczęście tylko teoretyczną), że jakby co, to 15.000 kip (czyli jakieś 6 zł) rozwiązuje problemy ze stróżami prawa i na jeden dzień staliśmy się posiadaczami dwóch skuterów. Tym sposobem wszystkie atrakcje naszego prywatnego raju stały się osiągalne z oszałamiającą prędkością jaką rozwija silniczek od kosiarki o pojemności 125 cm3.

Do raju trafiliśmy nie obiecując sobie zbyt wiele. Nocny autobus do Pakse, z dwuosobowymi łóżkami, już za 65 zł pozwolił nam poczuć się jak VIP, przynajmniej zgodnie z tym co umieliśmy odczytać z biletu. I rzeczywiście - można było przespać się jak człowiek na łóżku w autobusie. Ale samo miasto, jedno z większych w Laosie (75.000 mieszkańców, nie pomyliliśmy się o jedno zero) nie zachęcało, żeby zostać w nim na dłużej - ot parę uliczek na krzyż, w sam raz na godzinny spacer. Podjęliśmy szybką decyzję o ewakuacji, i tak, po przejeździe kolejno: tuk-tukiem, lokalnym autobusem i wyklepaną w domu doczepką do motoru, pełniącego rolę taksówki, znaleźliśmy się w Tad Lo, jednej z wsi na płaskowyżu Bolaven w południowym Laosie.

Tad Lo składa się z jednej drogi asfaltowej i garści rozrzuconych wzdłuż niej drewniano-bambusowych domów, a całość wpasowała się w dolinę rzeki (tak żeby być oryginalnym) o nazwie Tad Lo. I może nie ma tu piaszczystej plaży (bo i skąd w kraju pozbawionym dostępu do morza), a zamiast drinków z palemką jest piwo ryżowe Lao Beer, ale są za to wściekle zielone lasy, trzy wodospady, plantacje kawy i dużo spokoju. I nasz prywatny bungalow z hamakami i widokiem na pole ryżowe.

Zjechaliśmy i schodziliśmy okolicę,  zobaczyliśmy wszystkie must-see, obejrzeliśmy plantację kawy i orzechów. Ale może zostaniemy tu jeszcze dłużej? Hamak jest wygodny, piwo pod ręką, a za płotem rośnie ryż. Po co się gdzieś śpieszyć? To jest Laos...

4 komentarze:

  1. [JB] Tylko tam nie zostańcie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A może by rzucić to wszystko w diabły i wyjechać do Laosu?

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmmm na zdjęciu t wygląda jakby to była kawa lub fistaszki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oba trafione :) To rozłożone na płachcie to suszące się po zebraniu fistaszki, to raz niżej to jeszcze niedojrzałe owoce kawy

      Usuń