poniedziałek, 28 września 2015

Durian i inne rozkosze podniebienia

Takulok, to kambodżański koktajl, składający się ze świeżych owoców, lodu, mleczka słodzonego i - czasami - surowego żółtka. A że w naszych europejskich umysłach jajko + tutejsza higiena + upał oznacza co najmniej salmonellę, to pierwszy łyk i wyczuwalne lub nie jajko, decydowały o dopuszczeniu do spożycia. Stąd też konwersacja przeprowadzona podczas testowania koktaju, która zainspirowała nas do nowego, zgodnego z tradycją kulinarnego postu.

- Salmonella?
- Gorzej
- Za słodkie?
- Gorzej
- Durian?!

O durianie pisaliśmy w zeszłym roku - to tutejszy przysmak, będący poza zasięgiem finansowym lokalsów: przeciętna cena to ok. 5$/kg. Dla nas to śmierdzący zgniłym mięsem i smakujący serem pleśniowym z migdałami owoc, słowem: rzecz co najmniej niejadalna.

Ale durian to nie jedyny punkt w którym zachodnie poczucie smaku rozmija się z lokalnym. Można tu przytoczyć choćby malezyjską kukurydzę z mleczkiem słodzonym posypaną grubą warstwą soli, czy naleśniki na słodko z bananami, polane sosem curry. Do tej listy na pewno dopiszemy tegoroczne odkrycia: obtoczone w lukrze pączki z nadzieniem z ostro doprawionych ziemniaków z zieleniną, owoce posypane chilli no i niezapomniany koktajl z durianem.

Ale żeby ukrócić narzekania, poniżej autorska instrukcja obsługi kulinarnej strony Laosu i Kambodży. Po pierwsze nie ma tu gotowania/przyrządzania posiłków samemu. Coś takiego nie istnieje - w dużej mierze nawet wśród tubylców. Pozostaje zatem jedzenie na mieście, które można podzielić na dwie grupy - to z bazaru i to z knajpy. To na bazarze to też knajpy, ale różnice są gdzie indziej. Przede wszystkim cena: ok. 1-1,5$ za obiad na bazarze i ok. 3-5$ w knajpie. Tak czy inaczej jest tanio.

Gdzie leżą różnice? Wybór obiadu na bazarze w zasadzie ogranicza się do suchego (makaron lub ryż smażony), mokrego (zupa z makaronem lub ryżem) lub przysmaków (szaszłyki z grilla, sajgonki, owoce, itp). Przy czym wyboru typu jedzenia dokonujemy wybierając stragan: każdy serwuje jedną rzecz w kilku wariantach. Smak (ostry, słodki, kwaśny) zależy od widzimisie Pani/Pana przyrządzającego, przy czym zarówno w Laosie, jak i Kambodży bardzo lubią nawet wytrawne dania dosładzać - ot taki lokalny zwyczaj. Jeżeli komuś nie leży smak, zawsze może skorzystać z przypraw znajdujących się na stoliku: ostrej lub słodkiej chilli w kilku wersjach, sosu sojowego, rybnego lub ostrygowego lub po prostu ketchupu. Generalnie - na kilka sposobów można samodzielnie doostrzyć danie tak, że to co chciał osiągnąć ktoś w kuchni nie ma znaczenia, bo smak ginie w różnych odcieniach ostrości.

Knajpa na mieście to inna para kaloszy. Tam można wybierać między tysiącami smaków i aromatów: ostre, ostro-kwaśne, ostro-słodkie, słodko-kwaśne... Za tę przyjemność placi się jednak te 2-3$ więcej niż w przypadku bazarowego obiadu. Inną różnicą przemawiającą na korzyść knajp jest wielkość i "bogactwo" dań. Przeważnie płacąc więcej dostajemy więcej jedzenia, choć nie jest to regułą. Z pewnością jednak otrzymujemy więcej treściwego pokarmu, takiego jak mięso, owoce morza czy ryby. Wszak nie samym ryżem człowiek żyje. No i najważniejsze: w knajpie można jeść sztućcami i nikt nie "zmusza" nas do pałeczek :-) Chociaż to akurat nie ma większego znaczenia. Jednak knajpa wygrywa, kiedy mamy ochotę na coś konkretnego.

Warto podkreślić, że wszystkie dania są uniwersalne, czyli trzy razy dzienne, na śniadanie, obiad i kolację je się ryż lub makaron - z zupą lub bez. Na słodko-ostro. Z sosem sojowym, kiełkami i zazwyczaj z jakąś częścią kokosa. Bo w sumie po co płacić za europejskie śniadanie 5$, skoro za 1$ można mieć naprawdę dobry smażony makaron? ;)
A na deser można złapać stosunkowo bezpieczne, smażone banany. No, chyba, że jak my ma się pecha i zamiast pokazanych palcem bananów dostaje się posypane cukrem, słodkie ziemniaki w cieście. Ale dopóki nie jest to durian, to nie narzekajmy...
Po prostu durian :)
Pad Thai - smażony makaron ryżowy (w tym wypadku Pad Thai Goong, czyli z krewetkami)
Pho - mięsny lub rybny bulion z korzennymi przyprawami (dużo anyżu) i makaronem ryżowym. Plus dodatki do indywidualnego doprawienia
Tom Yam - ostro-kwaśny bulion z mięsem, rybą lub owocami morza. Do tego ryż. Bardzo dobre, bardzo ostre. W wersji złagodzonej mleczkiem kokosowym - Tom Kha.
Wystawna laotyńska kolacja: zupa dyniowa, sajgonki z ziemniakami, lap czyli mięso z miętą i tajską bazylią i kurczak w żółtym sosie curry. Tylko na prowincji z lokalną rodziną ;)

3 komentarze:

  1. Można porządnie zgłodnieć jak się czyta a potem ogląda !!! :)
    A nie ma kartek pocztowych z durianem ?? :D Chętnie przytulę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Będę dalej zachęcać do sklejenia wszystkiego w całość i opublikowaniu szerszej publiczności :D

    OdpowiedzUsuń