poniedziałek, 15 września 2014

Ciekawe miasto

Ciekawe, albo raczej każące sobie stawiać to pytanie. Ciekawe co to jest? Ciekawe do czego to służy? Cieakwe skąd jadą samochody? No i najczęstsze: ciekawe jak to smakuje?
Ale po kolei - czyli gdzie my właściwe trafiliśmy?

Zaczęliśmy z rozmachem. Ponad siedemnastogodzinny lot samolotem, skłaniający do zadania sobie pytania o dzień tygodnia, zakończył się w Bangkoku. Miasto to, znajdujące się na zaszczytnym 21 miejscu pod względem liczby ludności miast świata, zamieszkuje dobrze ponad 8 milionów osób. Panuje 35 stopniowy upał, wilgotność powietrza przekracza 1 000 000 %, a słońce świeci idealnie z góry. Obowiązuje ruch lewostronny, angielski jest dzwnie okaleczony, a banknotu na którym widnieje podobizna króla podobno nie można przydepnąć ani pognieść. Czyli znaleźliśmy się na białej plamie na naszej osobistej mapie.  W miejscu, gdzie być może żyją lwy.

Bangkok podobno można kochać albo nienawidzić i nie ma innej możliwości. Nas w pierwszej chwili przytoczył: zajmujący olbrzymią powierzchnię, wiecznie zakorkowany, żyjący na różnych poziomach. W drugiej przeraził: głośny, zatłoczony, pędzący, śmierdzący spalinami. A kolejnej zauroczył: smród kanałów przegrał z niesamowitymi zapachami dobiegącymi z rozłożonych co krok straganów. Hałas silników stał się stałym dźwiękiem i przestał przeszkadzać w rozróżnianiu głosów i języków. A krzykliwe kolory ubrań i kapiące złotem świątynie przysłoniły brudne ulice i szare ściany.

Jak zwykle pierwszy dzień zamiast na zwiedzanie poświęciliśmy na próbę zrozumienia miejsca do którego trafiliśmy. Omijając więc najważniejsze rzeczy błądziliśmy po różnych uliczkach,  zaglądaliśmy do różnych sklepów i przystawaliśmy przy straganach, na których sprzedają potrawy których składników,  ani tym bardziej nazw nie znamy. Próbowaliśmy grillowanych krewetek i ośmiornic w ostrym sosie (Satay) i smażonego makaronu (Pad Thai). W niekończącym się wilgotnym upale chłodziliśmy się zimnym kokosem i mrożonymi sokami z arbuzam i z guawy. Przejechaliśmy się tuk-tukiem. I tylko żadnych zabytków nie zwiedzaliśmy.

Więc na bardziej konkretną relację z atrakcji turystcznych Bangkoku zapraszamy jutro :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz