piątek, 2 października 2015

Miasto za dolara

Siem Reap - obecnie czwarte pod względem wielkości miasto Kambodży, jeszcze niedawno było stosunkowo mało znaczącym punktem na mapie. Sytuacja zmieniła się wraz z otwarciem kraju na ruch turystyczny, zaledwie kilkanaście lat temu. Siem Reap nie zaczęło się rozwijać - ono eksplodowało. Wydaje się, że pełni tylko jedną funkcję - obsługuje tysiące turystów, przyjeżdżających tu zobaczyć położony zaledwie 6 km od miasta,  jeden z najważniejszych zabytków świata, niegdyś największe miasto - Angkor. Ale o nim jutro.

Siem Reap jest obowiązkowym punktem na trasie wycieczki do Kambodży, chociaż łatwo nabrać chęci, żeby stąd uciec. Najbardziej przypomina Khao San Road, rozciągniętą na całe miasto. Ale turystyczna ulica Bangkoku była tylko dodatkiem do pełnego atrakcji miasta. Tutaj - nie ma nic innego. Po zmroku, czyli już przed 18, nie ma alternatywy dla restauracji (kilkadziesiąt koło siebie, a każda z inną muzyką tworzą niezapomnianą kakofonię), niekończących się bazarów z pamiątkami i sprzedawców wszystkiego. Tutaj pozostaje poczuć się jak turysta. A ceny wszystko to ułatwiają.

Ulubioną stawką wszelkich towarów jest 1$. Bo choć w Kambodży obowiązuje waluta riel (1000 riel = 1 zł), to dolary amerykańskie są równie cenionym środkiem. Większość sklepów (nie tylko tych dla turystów) podaje ceny w dolarach, a łączenie rieli i dolarów nie jest niczym dziwnym. Co ciekawe, bardziej opłaca się płacić w dolarach. Do tego stopnia, że po prawie dwóch tygodniach tutaj i wyjątkowo łatwego przelicznika - nie pamiętamy jak ma się riel do złotówki.

A dolar to łatwo przyswajalna przez turystę waluta. Za 1$ można mieć tu w zasadzie wszystko: rower na cały dzień, znaczek pocztowy do Europy, pół godziny masażu, dwa lane piwa. Dolara kosztuje koktajl owocowy, naleśnik z czekoladą, drink, bagietka francuska z dodatkami, kawa mrożona, kilogram rambutanów (czyli naszych ulubionych włochatych owoców - patrz zdjęcie). Przy odrobinie wysiłku także obiad, podwózka tuk-tukiem i oczywiście pamiątki. Wchodząc do dowolnego sklepu można poczuć się jak w istniejących kiedyś sklepikach "wszystko za...". Sprzedawca tylko czeka, żeby zawołać: "Potrzebujesz czegoś? Wszystko za dolara!"

A z dolarami jest jeden problem - łatwo się rozchodzą ;)

1 komentarz: